internetowa babcia
- Anna Arciuch
- 10 maj
- 3 minut(y) czytania

Zaczęłam robić zdjęcia jakieś 20 lat temu. Początkowo fotografowałam trawy i mojego długowłosego owczarka niemieckiego, potem znajomych, moje podróże mniejsze i większe i tak dalej. Po pojawieniu się na świecie mojego syna stwierdziłam, że chcę zajmować się fotografią profesjonalnie – zaczęłam więc robić kursy, chodzić na warsztaty, kupować profesjonalny sprzęt studyjny, itp. I tak w końcu powstała marka Ania Fotografuje, od niedawna przemianowana na Anna Arciuch Fotografia. Moja firma radziła sobie nieźle, a ja jednocześnie pracowałam na etacie, żeby zdywersyfikować źródła dochodu. W 2018 roku miałam całkiem niezłe wyniki — strona internetowa działała, klienci zgłaszali się przez Facebooka, a kampanie Google przyciągały nowych odbiorców.
No i nastał rok 2020. To wtedy wykonywałam najwięcej sesji, głównie z noworodkami i niemowlakami w studiu. Ale pandemia wywróciła wszystko do góry nogami. W trakcie lockdownu przestałam robić zdjęcia, bo uznałam, że moje usługi nie są krytyczne dla klientów, a ja nie chciałam ryzykować zdrowia maluchów. Wynajmowane studio, za które płaciłam około 2000 zł miesięcznie, stanęło. Czekałam, ale studio generowało koszty co miesiąc. Po pół roku postanowiłam zawiesić działalność i wrócić do pracy biurowej na pełen etat — dała ona większą stabilność w tych niepewnych czasach. Pracowałam tak kilka lat, skupiając się głównie na zdjęciach dla najbliższych i odpuszczając profesjonalne sesje.
Po pewnym czasie zaczęło mi jednak brakować kontaktu z klientami, dreszczyku emocji, sesji na zlecenie — to było coś, co kochałam. Postanowiłam wrócić do fotografii.
I oto jestem.
Problem w tym, że powrót ten jest nieco trudniejszy, niż się spodziewałam. Od 2020 świat bardzo się zmienił — zwłaszcza w internecie, pełnym fotografów i twórców.
W social mediach króluje Instagram (o Tik Toku nie wspomnę, bo tam już nie jestem w stanie sięgnąć...). Nie wystarczy już jednak wrzucić zdjęcia jako postu, krótko go opisać i dodać kilka # . Posty dalej są potrzebne, ale trzeba do tego dodawać szerszy opis i to najlepiej nie taki generyczny, a osobisty, z historią. A ja zawsze wolałam pokazywać prace bez opisu, bo uważałam, że moje zdjęcia mówią same za siebie! Co więcej trzeba tworzyć ROLKI (o zgrozo!) i RELACJE (o zgrozo #2!), głównie w postaci filmików, a nie zdjęć. Ile to zjada czasu...
Jest jeszcze Google Ads. Niby działa, niby podobnie jak kilka lat temu, a mam wrażenie, że generuje sporo spamu i mało wartościowych zgłoszeń. Wygląda na to, że stworzenie dobrej reklamy, wymaga coraz większego sprytu i coraz więcej włożonego czasu (i pieniędzy).
No i prywata. Dużo prywaty – najlepiej pokazywać siebie oraz swoje dzieci, męża, kochanka, dom, pracę, jedzenie i wieczorny trening :) A ja nie lubię dzielić się prywatą! W końcu to mój biznes, a nie spotkanie z przyjaciółmi. Czasem coś powiem na filmiku, bo moja twarz tworzy moją markę, ale nie chcę opowiadać wszystkim o moich wakacjach i tym, że odebrałam dzieci ze szkoły.
I na koniec słowo o AI – chacie GPT i innych podobnych osiągnięciach lat ostatnich. Są cudowne, bo usprawniają wiele procesów, ale przecież każdy ma do nich dostęp – więc jak w tym zalewie treści produkowanych masowo się wyróżnić? Ciężkie wyzwanie. Internet chyba widział już wszystko.
Tak, jest sporo goryczy w tym, co piszę. Ale walczę i jako że nie mam już 18 lat, to wiem, że takie procesy trwają i że na rozwój biznesu potrzebny jest długofalowy plan i masa cierpliwości. Powoli więc dłubię i z każdym dniem posuwam się do przodu, małymi krokami. Na szczęście presji nie czuję, bo mój powrót do profesjonalnej działalności po latach to coś, co chcę, a nie coś, co muszę. Nie śpieszę się, robię swoje i trochę się przełamuję.
Czasem mi się nie chce i zamiast spędzać kolejną godzinę na optymalizowaniu SEO i oglądaniu tutoriali na YouTube, poszłabym z kimś w plener fotograficzny lub posadziłabym jakieś krzaki w ogrodzie :) Czasami też czuję się jak internetowa babcia, bo nie fikam i nie tańczę na Tik Toku, a moja twarz nie wyskakuje z lodówki w kolejnej rolce o tym, jak robię jajecznicę. Tego chyba nie przeskoczę, więc szukam swojej drogi. Spodziewam się, że na świecie jest jeszcze trochę takich ludzi jak ja, więc w nich cała nadzieja. Trzymajcie kciuki!
Komentarze